Zmień pracę na lepszą

wtorek, 22 czerwca 2010

JAK SPALIŁEM SOBIE SZANSĘ NA FAJNĄ PRACĘ

Spotkałem się z opinią, że rozpoczynając szukanie pracy dobrze jest na początku przejść się kilka razy na „testowe” rozmowy kwalifikacyjne. Na takie rozmowy decydujemy się w firmach lub na stanowiskach, na których nam za bardzo nie zależy. Krótko mówiąc przeznaczamy je „na odstrzał” jednocześnie ucząc się i zdobywając doświadczenie w rekrutacji. Ma to być dobra praktyka dla osób dopiero wkraczających na rynek pracy lub takich, które dawno jej nie szukały.

Ja w swoim postępowaniu niestety poszedłem jeszcze krok dalej. Umówiłem się na rozmowę kwalifikacyjną w dużej firmie produkcyjnej. Oprócz chęci przypomnienia sobie jak wygląda rozmowa kwalifikacyjna kierowała mną pewna ciekawość. Mianowicie wyżej wspomniana firma budowała własny zespół specjalistów, którzy mieli za zadanie wdrożenie, utrzymanie i rozwój systemu informatycznego. Było to dla mnie o tyle interesujące, że przeważnie do takich zdań wybierani są dostawcy zewnętrzni (np. mój obecny pracodawca). Ciekawiła mnie sama forma rekrutacji, pytania, … no właśnie okazało się, że to ja miałem więcej pytań do pracodawcy niż pracodawca do mnie. Rozmowa skończyła się po około 30 minutach konkluzją, że na wymagane stanowisko potrzebny jest jednak kandydat o profilu trochę innym niż mój. Dodam jeszcze, że szczerze oświadczyłem potencjalnemu pracodawcy, iż nie dysponuję wszystkimi umiejętnościami, które są przez niego wymagane.

Po niespełna trzech tygodniach dotarłem do ogłoszenia o pracę tej samej firmy. Opis stanowiska i wymagania idealnie do mnie pasowały zarówno pod kątem mojego doświadczenia jak i celów zawodowych. Miałem jeszcze w komórce numer telefonu do osoby z działu HR, więc postanowiłem najpierw skontaktować się z potencjalnym pracodawcą telefonicznie. Rozmowa była bardzo konkretna. Pani z działu HR po krótkim zastanowieniu oświadczyła, że szukają osoby o trochę innym doświadczeniu niż moje, pomimo, że spełniałem wszystkie wymagania a entuzjazmem pałałem na odległość.
Idei „testowej” rozmowy kwalifikacyjnej w tym przypadku nie oceniam pozytywnie. Jakie wnioski przychodzą mi do głowy z tego doświadczenia?

1) Zanim zaangażujemy się w proces rekrutacji w dane firmie najpierw sprawdźmy dokładnie, jakie inne potencjalne możliwości pracy mogłaby ona zaoferować w przyszłości.
2) Nigdy nie traktujmy pracodawców jako „testowych”
3) „Testowymi” rozmowami kwalifikacyjnymi zabieramy cenny czas osobom poszukującym pracowników. Potencjalny pracodawca wiąże z każdym kandydatem określone nadzieje. Traktuj poważnie ludzi, którzy traktują poważnie Ciebie.
4) Czasem może się okazać, że stanowisko, na które trwa rekrutacja kryje za sobą trochę inne wymagania niż się tego spodziewaliśmy. Jeśli wyjdzie to w trakcie rozmowy kwalifikacyjnej, powiedzmy o tym otwarcie. Dodajmy też, że z chęcią nadrobimy braki w wiedzy lub umiejętnościach. Pracodawca może ten fakt zaakceptować lub nie. Wszystko zależy od tego jak bardzo zależy mu na nas i na sposobie wykonywania przez nas obowiązku służbowych w trakcie nauki.
5) Szczerość w rozmowie jest bardzo ważna. Kiedyś usłyszałem od pracodawcy na rozmowie o pracę: „Ludzie kłamią w CV i na rozmowach. Jest to działanie bez sensu i na krótką metę.”

wtorek, 15 czerwca 2010

NIECHCIANE ZAJĘCIA


Ostatnio pojawiło się bardzo dużo materiałów, publikacji, książek dotyczących tematyki rozwoju osobistego i samorealizacji. W związku z tym przyszła mi do głowy pewna myśl.

Załóżmy, że wszyscy zapoznaliśmy się z tymi materiałami i wdrożyliśmy je w życie (wszyscy, czyli każdy człowiek wykonujący jakąkolwiek pracę zarobkową). Co powinno się wydarzyć? Otóż zakładam, że większość ludzi - wykonujących niechciane, nudne może ciężkie i stresujące obowiązki - przestaje to robić. Odkrywają oni swoją koncepcję na życie i zaczynają realizować się zawodowo w zupełnie innych dziedzinach, które są spójne z ich zainteresowaniami zawartymi w tejże koncepcji.

Pojawia się więc pytanie:
Kto będzie składał długopisy, wywoził śmieci, sprzątał budynki użyteczności publicznej, … etc. (starałem się podać przykłady zajęć, których nikt nie chce wykonywać). Przecież zgodnie z prawami i założeniami zawartymi w materiałach dotyczących rozwoju, motywacji, samorealizacji czynności te powinny wykonywać osoby, które chcą to robić. Znów zakładam, że ludzie zdecydowanie wolą mieszkać w domku z ogródkiem, hodować kwiaty i pisać wiersze.

Jakie są możliwe odpowiedzi na to pytanie?
1) Nasza rzeczywistość zostaje zupełnie przemodelowana. Nikt nie wykonuje niechcianych zajęć. Efekty tych niechcianych zajęć z powodu braku ich wykonywania po prostu znikają. Nowy model rzeczywistości nie potrzebuje tych produktów, usług, … i znakomicie sobie bez nich radzi. Wiem, że jest to rozwiązanie dość nieprawdopodobne jednak może w jakiś sposób rozwiązać „problem” nadmiaru przedmiotów i czynności, z jakimi mamy do czynienia w erze konsupcjonizmu.
2) Niechciane czynności są w mniejszym lub większym stopniu nadal wykonywane. Zajmują się nimi osoby, które w jakiś sposób „odpracowują” część swojego życia (karma?). Pełnią swego rodzaju służbę, która jest elementem ich rozwoju i nauki. Potrafią odnaleźć radość w wykonywaniu „niechcianej” pracy i traktują ją pozytywnie.
3) Założenie wdrożenia w życie elementów prowadzących do samorealizacji i rozwoju z urzędu jest nierealne i sytuacja pozostaje bez zmian.

Chciałbym w tym miejscu zaznaczyć, że absolutnie nie krytykuję przesłania zawartego we wspomnianych wcześniej materiałach dotyczących rozwoju, samorealizacji, etc. Intryguje mnie natomiast kwestia ich zastosowania w jak najszerszym kontekście. W końcu każdy powinien odnaleźć swoją drogę.

poniedziałek, 7 czerwca 2010

CIEKAWA I DOBRZE PŁATNA… JAK TAKĄ ZŁAPAĆ?

Zastanawiałem się ostatnio nad tym, dlaczego ludzie pracują. Wiem, że pytanie może być banalnie głupie…, ale czasem warto też takie zadawać. Przyszły mi do głowy dwa główne „motywatory”: (1) bo chcą, (2) bo muszą.
Chęć jest powiązana z zainteresowaniami i pasją. „Motywator” numer 2 z koniecznością gromadzenia środków do utrzymania siebie i rodziny.

Postanowiłem utworzyć z obu „motywatorów” matrycę składającą się z czterech pól (A, B, C, D). Pola reprezentują określone zbiory zawodów/stanowisk. W zależności od tego na ile dane stanowisko jest atrakcyjne pod kątem zarobków i zainteresowań, można je umieścić w odpowiednim miejscu na matrycy.



Co można z takiej matrycy wyczytać? Przede wszystkim dwie rzeczy.

Po pierwsze – gdzie jesteśmy na matrycy teraz?
Po drugie – gdzie chcielibyśmy być?

Każde pole oprócz pola C prędzej czy później powinno nas popchnąć do zmiany pracy. Zobaczmy, w jaki sposób można polepszyć swoją sytuację.

1) A -> D - pracujemy za większe pieniądze robiąc rzeczy, które niekoniecznie nas interesują. Spotkałem się z opinią, że w takiej sytuacji warto zmienić pracę, jeśli wiąże się ona ze wzrostem zarobków przynajmniej o 10%.
2) A -> B – pracujemy za porównywalne pieniądze robiąc rzeczy, które nas interesują
3) A -> C – większa kasa + praca zgodna z zainteresowaniami (idealny scenariusz)
4) D -> C – porównywalne zarobki, praca zgodna z zainteresowaniami

Każdy z nas na pewno chciałby znaleźć się w ćwiartce C. Osoby, które już tam są, robią wszystko, aby to status quo utrzymać. Jest to o tyle proste, że robiąc to co lubimy i co sprawia nam satysfakcję, o wiele łatwiej o dobre efekty pracy.
Jakie są nasze szanse związane z poruszaniem się po tej matrycy? Według mnie wygląda to tak.

Najłatwiej zdobyć pracę ćwiartce B. Należy jednak przedtem spełnić dwa warunki. Po pierwsze musimy mieć w miarę jasno określony cel zawodowy związany z naszymi zainteresowaniami. Po drugie musimy być gotowi na wyrzeczenia związane ze zdobyciem danej pracy. Mam tu na myśli np. przeprowadzkę do innej lokalizacji.

Do ćwiartki C najłatwiej „dostać się” z ćwiartki B. Robiąc to co lubimy szybko stajemy się w tym coraz lepsi. Im jesteśmy lepsi (umiejętności, doświadczenie), tym większą mamy wartość na rynku pracy. Łatwiej jest nam dostać podwyżkę w aktualnym miejscu pracy lub przejść do innego pracodawcy za lepsze pieniądze.

Jeśli chodzi o „transfer” do C z pozostałych ćwiartek uważam, że mimo wszystko łatwiej jest przejść do C z ćwiartki D niż z A. Sugeruję się tu wyceną rynkową pracownika. Wiem, że brzmi to brutalnie, ale rynek pracy to taki sam rynek jak każdy inny. Pracownik, który zarabia dużo posiada w większości przypadków większą wiedzę, umiejętności i doświadczenie niż ten, który aktualnie zarabia mniej. Stąd jest wielce prawdopodobne, że sprosta wymaganiom pracy w ćwiartce C lepiej niż pracownik z A. Tym bardziej, że będzie robił to co go bardziej interesuje.

Najbardziej prawdopodobnym scenariuszem dla osób, które chcą się wyrwać z D do C jest jednak droga przez B. Ruch z D do B robią najczęściej osoby, których sytuacja finansowa jest stabilna i dojrzeli do tzw. ponownego startu na rynku pracy.

Ostatnia możliwość to start zawodowy w C. Tutaj przychodzą mi do głowy dwie grupy osób.
1) Uzdolnieni absolwenci (głównie szkół wyższych), na których aktualnie jest popyt na rynku pracy.
2) Osoby, które z sukcesem rozpoczęły własną działalność gospodarczą.

Czy wszyscy możemy się znaleźć w ćwiartce C? Chyba nie. Jednak nasze szanse gwałtownie rosną warunkiem chwilą jasnego sprecyzowania celu zawodowego związanego z zainteresowaniami.

środa, 2 czerwca 2010

ŁAP OKAZJĘ PÓKI GORĄCA

Zaangażowałem się ostatnio w proces rekrutacji na stanowisko specjalisty IT w pewnej firmie z branży budowlanej. Rekrutację prowadził jeden z pośredników pracy. Dla pośrednika celem spotkań była selekcja trójki kandydatów, którzy zostali zaprezentowani klientowi (docelowemu pracodawcy).

Moja rozmowa wyglądała całkiem sympatycznie. Podczas około 30 minut usłyszałem standardowe pytania sprawdzające moje doświadczenie i motywy zmiany pracy. Na końcu konsultant, z którym rozmawiałem oświadczył, że zakwalifikowałem się do wcześniej wspomnianej grupy trzech kandydatów.

(I) 14.05 - Po dwóch dniach umówiłem się na spotkanie z potencjalnym pracodawcą.
(II) 28.05 – To termin umówionej wcześniej rozmowy z pracodawcą. Zaproponowałem dosyć odległy termin, ponieważ taki był dla mnie najbardziej wygodny z uwagi na różne sprawy prywatne i zawodowe.

Minęło jednak kilka dni i sytuacja zaczęła się komplikować. 28.05 wypadło mi ważne spotkanie w pracy. Nie mogłem go niestety przełożyć, nie mogłem też wziąć urlopu. W tym samym czasie zadzwonił do mnie konsultant z agencji pracy z pytaniem czy umówiony termin jest nadal aktualny. Przedstawiłem mu swoją sytuację. W konsekwencji spotkanie udało się przełożyć na nowy termin – (III) 02.06.

(IV) 28.05 - Konsultant z agencji zadzwonił ponownie z informacją, … że spotkanie jest nieaktualne, ponieważ po dzisiejszym „interwiew” z innym kandydatem klient już podjął decyzję. Wymieniliśmy jeszcze kurtuazyjnych uwag i pożegnaliśmy się.

Jakie wnioski przyszły mi do głowy dla tej historyjki?

Po pierwsze planować rozmowę kwalifikacyjną najszybciej jak się da. W tej sytuacji inny kandydat po prostu mnie ubiegł.

Po drugie – dlaczego potencjalny pracodawca tak szybko podjął decyzję? Wydaje mi się, że motywy były następujące:
- 28.05 to już końcówka miesiąca. Jeśli pracodawca potrzebował pracownika tak szybko, jak to jest możliwe, musiał dać mu możliwość wypowiedzenia umowy o pracę jeszcze z końcem maja. Zakładając miesięczny okres wypowiedzenia, pracownik był do dyspozycji od początku lipca.
- Podczas mojej rozmowy z konsultantem z agencji pracy, zażyczyłem sobie dosyć sporego wynagrodzenia. Była to kwota do negocjacji. Podejrzewam, że pracodawca trochę się zniechęcił i nisko ocenił szanse mojego zatrudnienia.

Podsumowując – łap okazję póki gorąca.